Alarmowo nieubłagalni

Dotąd pani Maria z Rabki zastanawia się, dlaczego - wybierając nr 112 - dodzwoniła się na miejscowy komisariat, zamiast do Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Wie tylko, że musiała trafić na nie najlepszy dzień dyżurnego, który zamiast podać jej od razu numer do szpitala - zaczął przekonywać, żeby go sobie poszukała sama.

- Prawdę mówiąc korona z głowy by mu nie spadła - przyznaje rabczański komendant Robert Bartosz. Komendant tłumaczy jednak zachowanie swego podwładnego tym, że kobieta, która się dodzwoniła na komisariat, nie prosiła o przysłanie karetki, a z jej tonu głosu nie wynikało, że ktoś potrzebuje natychmiastowej pomocy. - Odsłuchiwałem nagranie - przekonuje. - Ta pani poprosiła o numer telefonu do lekarza dyżurującego w Rabce. Policjant odpowiedział, że nie dysponuje takim. Potem pani zażądała numeru do szpitala. Gdy odmówił i powiedział, że może zadzwonić na pogotowie - kobieta przerwała rozmowę.

Inaczej zdarzenie opisuje rabczanka. - Synowa od paru dni źle się czuła. Była u lekarza, który nawet mówił, że jak się pogorszy, to trzeba będzie jechać do szpitala. Ale jeszcze nie było takiej potrzeby. Gdy przyszłam do niej w niedzielę po południu, zobaczyłam, że jest w fatalnym stanie. 40 stopni gorączki, wymioty, odwodniona tak, jakby skóra miała odchodzić od ciała. W pierwszym odruchu porwałam telefon i wykręciłam 112. Przecież wszędzie podają, że to numer alarmowy! Byłam jakby w jakimś amoku, potwornie zdenerwowana. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to numer do lekarza, potem poprosiłam o szpital. Przecież to normalne, że jeśli mówiłam, że trzeba ją zawieźć do szpitala, to sprawa jest poważna. Błagałam go, by mi podał numer do szpitala, a on nic!

Kobieta przekonuje, że sprawy tak nie pozostawi. Zapowiedziała, że złoży skargę na działania policjanta. - Gdy rozmawiałam z komendantem, powiedział, że przecież mogłam sobie poszukać numeru w internecie - dodaje rozgoryczona.

Synowa pani Marii po kilku dniach opuściła już rabczański szpital, do którego ostatecznie zawieźli ją krewni.

Dlaczego numer alarmowy łączy nas wciąż z komisariatem policji? Monika Frenkiel, rzecznik prasowy wojewody małopolskiego, przyznaje, że docelowo system ma działać w ten sposób, że dzwoniąc z któregokolwiek zakątka Małopolski, mamy połączyć się z Wojewódzkim Centrum Powiadamiania Ratunkowego. To tu dyspozytor zdecyduje, jaka pomoc jest niezbędna i jakie służby wysłać. Wprowadzanie systemu rozpoczęło się od Krakowa i powiatu krakowskiego, z czasem sukcesywnie dołączane były kolejne samorządy. Powiaty tatrzański i nowotarski mają w całości być do niego włączone przed końcem tego roku.

Jednak czy wówczas, dzwoniąc do krakowskiego dyspozytora, otrzymamy numer do dyżurującego lekarza w Rabce, czy innej niewielkiej miejscowości Podhala? Lepiej zabezpieczyć się przed taką sytuacją, zawczasu wpisując sobie odpowiedni numer w telefonie. A jeśli sytuacja jest naprawdę alarmowa - żądać przyjazdu karetki.

fig